Teatr Alter: „Bruk. Paczka od Brunona Schulza”
Wmurowanie bruku z Drohobycza w trotuar ulicy Grodzkiej miało symboliczny charakter, jednakże kostki z Drohobycza faktycznie dotarły do Lublina - i znalazły się na ulicy Grodzkiej w czasie spektaklu, granego zresztą niemal vis a vis urokliwego Pensjonatu Waksman, kamieniczki, w której przed wojną mieszkała matka Asara Eppela (1935-2012), rosyjskiego Żyda, który tłumaczył na rosyjski prozę Brunona Schulza!
Marzy się nam realne wmurowanie na Starym Mieście w Lublinie kostki bruku z Drohobycza, pochodzącej z miejsca spacerów Brunona Schulza. Wmurowanie – na przykład w wielką ścianę muru przy Zaułku Władysława Panasa. Kostka sygnowana „Od Brunona Schulza z Drohobycza” mogłaby sąsiadować z podobnym artefaktem z Pragi Franza Kafki czy z Biłgoraja Izaaka Singera.
Spektakl „Bruk. Paczka od Brunona Schulza” zaczął się od wędrówki dwóch aktorów (Andriej Jurkiewicz i Igor Stachniw) z Bramy Grodzkiej na plac Po Farze i do Zaułku Panasa. Tam wymownym gestem ci dwaj panowie, ubrani w czarne garnitury i białe koszule, zaprosili Profesora, autora „Willi Bianki. Małego przewodnika drohobyckiego dla przyjaciół”, do uczestnictwa w spektakli, rozglądając się też, gdzie byłoby najlepsze miejsce dla kostki z Drohobycza. Z ich starych teczek dochodziła muzyka, jakby były katarynkami. Kiedy wrócili w okolice Waksmana i Hades-Szerokiej, z Przytułka Sztuki im. Brunona Schulza przy Grodzkiej 17 wychyliła się postać o białej twarzy z lampą naftową w ręce. Rozpoczął się monodram Saszy Maksymowa nawiązujący do opowiadania „Ptaki”.
Opowiadanie opowiada o wydarzeniach w czasie „żółtych, pełnych nudy dni zimowych”, Oto Ojciec „od spraw praktycznego życia oddalał się coraz bardziej”, na dodatek „matka nie miała nań żadnego wpływu, natomiast wielką czcią i uwagą darzył Adelę”. Wtedy to u Ojca objawiło się „namiętne zainteresowanie dla zwierząt”. I tak na przykład Ojciec sprowadzał z Holandii zapłodnione afrykańskie jaja ptasie, „które dawał do wylęgania ogromnym kurom belgijskim”. Na strychu urządził istną wylęgarnię i miejsce (o okropnym fetorze) niekończących się ptasich wesel. Co tam się działo! Aż w to dominium Ojca wkroczyła Adela – i wszystko to zlikwidowała wywalając zdecydowanie za okno. Wtedy „razem z ptasią gromadą ojciec mój, trzepiąc rękoma, w przerażeniu próbował wznieść się w powietrze”…
Był to czas, kiedy „kominiarze nie mogli opędzić się od wron, które na kształt żywych czarnych liści obsiadały wieczorem gałęzie drzew pod kościołem…” – czytamy na początku „Ptaków”. I tak jest i dzisiaj, a wie o tym każdy, kto bywa w Drohobyczu. I od tej muzyki głośnego krakania, mieszającego się z dziwną melodią,rozpoczęła się główna część spektaklu. Sasza Maksymow jest bardzo zdolnym aktorem, talentem samorodnym, i warto podkreślić, że ma wsparcie kolegów, z którymi tworzy teatr Alter. Na bruku ulicy Grodzkiej wyczarował niezwykły świat i postać o niezwykłej wrażliwości i wyobraźni. Rozstawił z czułością białe ptaki - zabawki z papieru. Z tajemniczego pudła wyjmował coraz to nowe przedmioty. Była tam wielka i gruba księga objawiająca swój charakter masą kurzu i pierza. Były wielkie ptasie, może strusie pióra i były i jaja – zamknięte w dziwnej szkatułce. Teraz magiczny, nieco nostalgiczny fantasta decyduje się marzenia wprowadzić w czyn – i przeobrazić się w ptaka. Rozbija jaja, naciera się ich masą, ociera pierzem i próbuje wzbić się w powietrze, odlecieć. Wściekły rozdeptuje papierowe ptasie rekwizyty. Rozpacz łagodzi kolejna iluzja: szmaciana, banalna lalka. Ale to chwila, rozpacz wraca – i teraz nasz bohater wdziewa wielkie czarne skrzydła. Wybiega gdzieś w dal jakby frunął.
Metafora dramatu starcia marzeń i realności, samotności w marzeniu – została bardzo dobrze skonstruowana. To wzruszający, dynamiczny spektakl, który porusza, przykuwa uwagę widzów, i który zdobywa sobie miejsce w naszej pamięci. Może być grany na wszystkich scenach (brukach) świata, bo poza znakomitą inscenizacją i grą aktora, jego siłą jest uniwersalność przesłania, które jest też rodzajem apelem o to, abyśmy sami wejrzeli w siebie – i odkryli to, co bohater.
W tym tkwi siła teatru Alter, że potencjał działających w nim ludzi przeobraża się w bardzo różne teatralne formy. To przedstawienia kameralne ale i wieloobsadowe, grane z zaskakująca dyscypliną, osadzone na przykład w estetyce teatru Tadeusza Kantora. To już zupełnie inny teatr niż wtedy, kiedy był zakładany, bowiem wyznaczył sobie swoją własną, oryginalną drogę, a ta wynika z doświadczeń i wizji kilku młodych 30-latków z Drohobycza, nowego pokolenia ukraińskich pasjonatów i praktyków teatru poszukującego, w nowy sposób myślącego o roli kultury w przeobrażającym się społeczeństwie. Bo poza spektaklami Alter prowadzi akcje artystyczne i społeczne, gdyż ma ambicje dawania dobrego przykładu. Alter jeszcze nas zaskoczy.
Dzień wcześniej Alter był z wielką gościnnością przyjmowany przez Teatr Pinokio w Łodzi (spektakl „Bruno Schulz – historia występnej wyobraźni” Teatr Pinokio we wrześniu grał w Drohobyczu na V. Festiwalu); kostka z Drohobycza będzie w Łodzi ważnym symbolem Sceny Wyobraźni im. Brunona Schulza Teatru Pinokio.
Dziękujemy za pomoc Pensjonatowi Waksman i Restauracji Hades – Szeroka! Spektakl był częścią programu „Bruno4ever” 2012.
Finał naszych Dni Schulzowskich w Lublinie – w piątek, 30 listopada, w Warsztatach Kultury otwarta zostanie tego dnia o godz. 17 wystawa „Szpilki” Anny Kaszuby – Dębskiej z Krakowa (patrz: projekt szpilki.pl), która miała swą premierową odsłonę na V. Festiwalu w Drohobyczu.
Grzegorz Józefczuk
|