DROHOBYCZ I OKOLICE. Z DAWNYCH GAZET. Po umownym tytułem „Sto lat temu…”
STYCZEŃ
1890, 15 STYCZNIA, NOWY KURJER DROHOBYCKI
Ten dawny dwutygodnik „polityczno-społeczno-ekonomiczny” w nr 2 z 15 stycznia zdaje relację z zamieszania, do jakiego doszło po Nowym Roku w kwestii propinacji, prawa do produkcji i sprzedaży napojów alkoholowych i piwa. W notce „Książe szabasuje” gazeta donosiła przed 120 laty, że taki właśnie krzyk powszechny obiegł całe miasto w sobotę 4 stycznia, „w którym to dniu właśnie przed samymi ruskimi świętami propinacja była zamkniętą – podczas gdy przedtem prowadzona we własnym zarządzie gminy była zawsze w sobotę otwartą. Wskutek tego wróciło wiele fur ze wsi po piwo przybyłych – bez piwa ponosząc przy tem stratę czasu i wydatków rogatkowych. Od 1 stycznia b.r. objęła spółka, do której i katolicy należą dzierżawę propinacji miejskiej, w której wspólnicy izraeliccy obsadzili zaraz posadę kasyera itp. swoimi krewniakami a ci w szabas funkcjonować nie mogą. A że na czele tej spółki stoi bank galicyjski zwany ogólnie bankiem księcia A.S. – przeto powszechne stąd zdumienie i ten krzyk, że książę szabasuje. Nie wątpimy, iż p. L. Wiśniewski reprezentujący w spółce bank galicyjski , użyje całego swojego wpływu i przewagi, by na przyszłość to szabasowanie we własnym dobrze pojętym interesie samej spółki ustało i usunie przeto okrzyk ubliżający księciu A.S. – jednemu z najzacniejszych obywateli kraju”.
Gazeta podała rozkład ruchu pociągów z dworca drohobyckiego – wg czasu peszteńskiego. Informuje przy tym, że różnica czasu zegara Peszteńskiego od Drohobyckiego wynosi 20 minut, „to jest czas peszteński o 20 minut później idzie”. Pociąg do Lwowa odjeżdżał trzy razy: o godz. 4.44, 11.51 oraz o godzinie 8.34 wieczorem.
Donoszono również, że będzie 18 b.m. bal maskowy w sali gimnastycznej pod zarządem bawiącego w mieście teatru ruskiego, upraszając organizatorów, aby wstęp na bal był „tylko osobom inteligentnym umożliwiony”, oraz aby policja zwróciła uwagę, aby goście nie przychodzili z psami, bo te mogą „ikomondować aktorów i widzów”. W ogłoszeniach czytamy m.in.: „Wszech nauk lekarskich dr Henryk Friedman przybył ze Lwowa i zamieszkał w rynku pod l. 5 w domu pani Segalowej. Dla ubogich ordynuje bezpłatnie od 1-2 godziny.”
1903, 11 STYCZNIA, TYGODNIK SAMBORSKO-DROHOBYCKI
„Policya w Drohobyczu przytrzymała od 1. stycznia do 31. grudnia 1902 r.: za włóczęgostwo 66, za żebractwo 64, za pijaństwo 80, za dręczenie zwierząt 240, za pozostawienie koni bez dozoru 108, za przekroczenie regulaminu fakierskiego 72, za trzymanie złośliwe zwierzęta 15, za nocne burdy 33, za zanieczyszczanie ulic i placów 185, za kradzież 54, za przekroczenie godzin policyjnych 19, za zastawianie chodników i placów 80, za śluby wedle mojż. rytuału 5, za obrazę straży 11, za przepełnione kloaki 40, za niemeldowanie obcych 8, za nieprawne kopanie gliny na gruntach miejskich 21, za pokrywanie dachów bez zezwolenia 30, za uszkodzenie ciała 12, za przekroczenie przepisów ogniowych 15, za nieprawną sprzedaż zwierzynę 6, za zepsute pieczywo 5, za wykradzenie dziecka 1, za prowadzenie budowę bez zezwolenia 42, za porzucenie dziecka 1, za morderstwo 1, za oszustwo 1, za pędzenie bydła chodnikiem 14, za nieprzestrzeganie odpoczynku niedzielnego 15, za brak kominów 12, za przemycanie mięsa 14, za przekroczenia policyjne 6.”
W Samborze było gorzej, albo mundurowi byli bardziej pilni lub bardziej dbali o wysokie statystyki, gdyż tamtejsza policya przytrzymała osoby również m.in. za samowolne opuszczenie służby 36, za szybka i nieostrożną jazdę 41, gwałt publiczny 23, za lekkie prowadzenie się 200 dziewcząt (z tych oddano do szpitala 43), za walące się budynki 52, za fałszowanie masła 2, za sprzedawanie cuchnącego mięsa 6, za dzieciobójstwo 1, za wprowadzanie bydła na rynek 10.
„Kronika drohobycka z tygodnia” podaje: „Dnia 6. bm. Odbył się tradycyjny opłatek w Sokole, ale, naturalnie, znowu między familią. A dziwny spryt mają ci aranżerzy, trzeba im to przyznać! By naród nie narzekał, że tego lub owego nie zaproszono, zaprosili więc wszystkich członków. Wiedzieli, ale dobrze, że nie będą żenowani, i że jedynie familia się zjawi, bo oznaczyli dzień zebrania się „druhów” na opłatek w ruską wilię Bożego Narodzenia. Wiedza bowiem dobrze, że między Polakami a Rusinami w Drohobyczu nie ma, chwała Bogu, jeszcze żadnych niesnasek i że ze sobą żyją w zgodzie i przyjaźni, pewni więc byli, że Polacy chcąc się odwzajemnić, pójdą do Rusinów na wilię, a tak politycznie pozbędą się „druhów” nienależących do ich wybranego grona. I rzeczywiście nie omylili się, bo rachuba ta nie zawiodła ich”.
Na dole pierwszej strony reklamował się „Bol. Szczęsny Załuski”, „fryzyer w Drohobyczu, ul. Stebnicka, naprzeciwko OO Bazylianów”, który „poleca: środki do włosów: Bay-Rhum Vegental z żółtkiem. Wodę chinową. Puder tłusty, wyrób francuski „Charbe&Com. Paris” pudełko 45 ct. Mysło Tatrzańskie szt. 25 ct. oraz wszelkie inne mydła od 12 ct. za szt. do 2,50. Perfumy od 15 ct. do 3,50. Garnitury perfum po 2 i 3 szt. w eleganckich kasetkach 3,60 i 4,50”.
1903, 18 STYCZNIA, TYGODNIK DROHOBYCKI
W numerze z podsumowano straty wywołane największym w historii Borysławia pożarem, jaki wybuchł w nocy z 8 na 9 stycznia. Spłonęło: „szybów wiertniczych 33, zbiorników ropnych 57, pomp 11, magazynów 9, gazometrów 6, warsztatów 4, kancelaryj 3, kotłowni 14, stajnia 1, stodoła 1, obróg z sianem 1, domów mieszkalnych 22. Ogólna szkoda wynosi 1675500 K., ubezpieczona na 364000 K.”
1913, 4 STYCZNIA, TYGODNIK DROHOBYCKI
Sto lat temu „Tygodnik Drohobycki” („organ niezawisły, polityczno-społeczny oraz literacki”) w numerze 1 z 4 stycznia 1913 roku ubolewał nad poziomem sądownictwa w Drohobyczu. Akurat trwał proces „znanego w Drohobyczu bandyty Stanisława Zakrzewskiego”, który niczym się nie przejmował, przewlekał z adwokatami sprawy, i miał wprost powiedzieć do sądu: „Ja oświadczam, że chodzę z rewolwerem i nowa seryja spraw przeciw mnie rozpoczyna się rozprawą w dniu 30 grudnia i mam nadzieję, że tą seryję przeciągnę przez cały 2013 roku”. Bandyta Stasio jest bezkarny i straszy takimi wypowiedziami sędziów miejscowych, bo ci się boją, dlatego powinno się – apeluje redaktor – do jego spraw sprowadzić obcego sędziego, który mógłby po wyroku spokojnie sobie wyjechać. Tymczasem bandyta zostaje uwolniony od części zarzutów dzięki korzystnym zeznaniom adwokata dra Hrynia Kuziowa, co zakrawa na skandal a może i przestępstwo – pomstuje „Tygodnik” - i powinna interweniować c. k. Prokuratorya i Hryń powinien trafić do więzienia śledczego. Wciąż nie karze się takich „jurejdesów”, czyli płatnych świadków sądowych takich jak Pinia Hojs, Pinkas Popper czy Abraham Warszawer, do których dołączył dr Hryń!
Jakich bezeceństw dopuszczał się Hryń, czytamy w nr 2 z 11 stycznia 1913 r. w notce „O! Hryniu! Hryniu! Jakiś ty durny!”. Otóż Hryń miał przyjąć do siebie niejakiego Myszturaka, który „wyłapywał klientów obok kancelaryi Dra Oleśnickiego i przyprowadzał ich do Hrynia”. Podłapywał klientów także innym prawnikom, ale najbardziej zdenerwował się dr Oleśnicki, bo jako „miłujący spokój pomyślał sobie o Hryniu, że jest św…. i wyjechał zupełnie z Drohobycza”. Tymczasem Hryń wymyślił sobie drugie wcielenie adwokackie i zaczął przedstawiać się również jako Dr Grzegorz. Akurat wtenczas kancelarię adwokacką otworzył w Drohobyczu dr Winkler.
„Pan Dr. Grzegorz widząc, że pięknie urządzony salon Dra Winklera masami odwiedzają chłopi przeważnie z Jasienicy solnej – pomyślał sobie „szkoda dobrych klientów, trza ich połapać”. No i stało się. Myszturak łapie chłopów pod kancelarią dra Winklera, obiecuje że u Hrynia vel Grzegorza na wygodniejszym fotelu siedzieć będą i lepsze cygara w poczęstunku dostaną. (…)
A skoro Pana Grzegorza ani uczciwość ani koleżeńskość nie obchodzi , to my Drowi Grzegorzowi zrobimy taką uwagę: Dr Winkler jest mądrzejszy od ciebie Grzegorzu – Ty Grzegorzu nie masz tego rozumu w swojej łepecie, jaki ma Dr Winkler w małym palcu u nogi…” - komentuje emocjonalnie redaktor.
„Tygodnik Drohobycki” miał znakomitą rubrykę „Od redakcji”, jaka zresztą bywała cudowną ozdóbką wielu dawnych czasopism. Przed stu laty czytamy w „Tygodniku”: „Od redakcji. Teklusi radzimy, aby się uspokoiła i nie robiła plotek i intryg. Radzimy by się tym nie irytowała, iż pan Jacuła ją na kściny /pisownia oryginalna/ nie zaprosił – bo rzecz prosta, iż Jacuła nie chciał jej zniść u siebie w domu. Podajemy Teklusi do wiadomości, że p. Jacuła nie jest moskalem jak to go Teklusia posądza, ale jest znanym, lojalnym obywatelem i patriotą austriackim. A więc Teklusiu! Siedź cicho i pilnuj swego obowiązku, nie pchaj nosa do cudzy spraw – bo to może się dla ciebie źle skończyć”.
1928, 14 STYCZNIA, GŁOS DROHOBYCKO-BORYSŁAWSKO-SAMBORSKI
„Głos” sprzed 75 lat ogłaszał m.in.: „Najlepszy podarek! Radioaparat kupiony we firmie Jan Żankowski w Drohobyczu, Rynek 21, który pod względem dobroci i taniości jest bezkonkurencyjny. Świetne głośniki Philipsa stale na składzie. Ma zawsze na składzie żyrandole, świeczniki, lampki nocne i wszelki materiał radio – elektrotechniczny. Przekonajcie się!”
„W sobotę i niedzielę 14. I 15. stycznia w kawiarni „Bouleward” po powrocie z Ameryki tylko dwa gościnne występu ulubieńca publiczności Edwarda Jaśkowskiego, najlepszego satyryka, humorysty, komika. Trzy wagony nowego repertuaru. Początek o godz. 9 wieczorem. Przed i po przedstawieniu Dancing”.
Czy nie żart? „Nadesłane. Dwieście dolarów tytułem wynagrodzenia otrzyma, kto wyrobi posadę zwłaszcza samorządową – urzędnikowi, który ukończył średnie szkoły. Zgłoszenia przyjmuje z grzeczności Administracja „Głosu”.”
1928, 28 STYCZNIA, GŁOS DROHOBYCKO-BORYSŁAWSKO-SAMBORSKI
Pismo podaje, że w styczniu 1928 zaręczyli się „Salo Kleiner z Borysławia i Elza Hoffmann z Drohobycza”. „Z okazji zaręczyn p. Elzy Hoffmann gratuluję Fańcia, Esterka, Munio i Oskar”. W numerze z 28 stycznia czytamy list mieszkańców ulicy Grunwaldzkiej, dający niejakie pojęcie o świecie występku w Drohobyczu: „Gdy wieczór zapada jest przechód przez ulice Grunwaldzką wprost niemożliwy, wszędzie pełno cór Koryntu. Dopiero niedawno miały one swą stałą dzielnicę, gdzie swój smutny proceder uprawiały – ulicę Stryjską. Mieszkańcy jej wnieśli prośbę do Magistratu o zmianę ich punktu zbornego, bo zakłócały spokój publiczny, co też zostało – zupełnie słusznie – uwzględnione i zmieniono ich miejsce „urzędowania”. Zamiast przyznać im jakiś zapadły kąt, gdzie nie ma takiego wzmożonego ruchu, przeznaczyli na ten cel (o zgrozo!) ulicę ruchliwszą i bardziej żywą – ul. Grunwaldzką. Z wybiciem godz. 7-mej wieczorem zaczynają się te ćmy nocne uwijać, tamując w okropny sposób komunikację. O tej porze powraca bowiem młodzież szkolna ze szkół i bywa stale świadkiem ohydnych hałaburd i awantur, wywołanych przez różne męty społeczne, a obracają się one naokoło jednej osi – prostytutki. Onegdaj o godz. 8 wieczorem byli przechodnie przy ulicy Grunwaldzkiej zmuszeni wyminąć chodnik (obok domu p. Kriegla), bo cztery pijane kobiety (o ironio!) – handlarki cnoty czubiły i rwały się za włosy, śląc pod… jego (czyjem?) adresem bardzo „piękne” i wcale niedwuznaczne epitety…” Ale zarazem w numerze bardzo pochwalono występ tutejszego amatorskiego teatru „Sztuka”, który w Sali kina „Sztuka” w Drohobyczu dał przedstawienie melodramatu Gebla w trzech aktach z epilogiem p.t. „Straszny moment”. „Odegraniem powyższej sztuki wykazał zespół, że posiada bardzo utalentowane siły aktorskie, a uwzględniając, że wystawienie tej sztuki wymagało techniki, mimiki i specjalnej reżyserii, tem większy sukces odnieśli młodzi amatorzy a wypełniona po brzegi publiczność nie szczędziła gorących oklasków wykonawcom. (…) Wyróżnili się: p. p. Löwenbergżanka, Rosenkranzówna, Chajesówna, z panów Korn, Hart, Segal i Zinader…”
Wyb. GJ
|